Wilcze Gronie
Mówią, że jak nie masz wolnego czasu, to najlepiej znajdź sobie dodatkowe zajęcie. Świetnie. No więc znalazłam i.... czasu mam o tyle więcej, że jak ostatnio żartuję: niedługo będę mogła robić doktorat z tematem przewodnim "jak żyć bez snu" 😂. Ale to tylko tak na marginesie, bo tak naprawdę, to działo się ostatnio w świecie biegowym i to zarówno w naszym małym, jak i tym wielkim, światowym.
Zaczynając jednak od własnego podwórka 😊:
27 stycznia część naszej ekipy (w mniejszym składzie, niż było planowane, ale jednak) wystartowała w Rajczy w biegu Wilcze Gronie, czyli górskie 15 km. Dlaczego w mniejszym składzie w stosunku do planowanego? No cóż, tym razem przemilczmy to i zostawmy śpiochom i zapominalskim 😂, choć trzeba przyznać, że w drodze na bieg raczej mało śmiesznie było. Ale, jak to niektórzy mówią "życie".
Na Wilczy Groniu swój debiut miała nasza Fana - czyli klubowa fan-flaga 😊 i pewnie często i gęsto będzie miała okazję oglądać światło dzienne i dodawać energii naszym biegaczom.
Sam bieg, jak zawsze bieg górski, z możliwością podziwiania pięknych górskich panoram, bez wątpienia miał swój urok. Choć nie wiem, czy tak do końca organizatorom bardzo zależało - fakt, że bieg był tylko częścią większej imprezy organizowanej w Rajczy, ale mimo wszystko jedynie wspomnienie ze sceny "aha, i jeszcze tutaj jest bieg" (dobrze, że komuś się przypomniało choć tyle wspomnieć) jakoś tak nie nastraja.
Inną kwestią, uważam że ważną, jest organizowanie posiłku po biegu "na powietrzu" w sytuacji, gdy meta jest w oddaleniu od startu i miejsc parkingowych. Latem to nie stwarza problemów, lecz w warunkach zimowych ma zasadnicze znaczenie - gdy przybiega się na metę spoconym, warto najpierw się przebrać (brak takowego zaplecza na mecie).
Podsumowując: osobiście nie byłam (praca czyni wolnym 😉, a zdrowie też czasem wie swoje), jednak powyższe opinie znam z relacji zawodniczej i raczej w przyszłości chyba nie będę. Z pewnością atmosfera biegu i trasa mają swój urok, jednak wśród tak zapełnionego kalendarz biegowego, z którego czasem ciężko coś wybrać, bo mnóstwo świetnych biegów pokrywa się datami, wybierać będę raczej te, na których nie będzie opcji, że spocona po biegu będę musiała wystawać (lub siedzieć) na mrozie z miską choćby najlepszej zupy. kilka takich biegów już mam na koncie i w te miejsca nie wracam.
Zaczynając jednak od własnego podwórka 😊:
27 stycznia część naszej ekipy (w mniejszym składzie, niż było planowane, ale jednak) wystartowała w Rajczy w biegu Wilcze Gronie, czyli górskie 15 km. Dlaczego w mniejszym składzie w stosunku do planowanego? No cóż, tym razem przemilczmy to i zostawmy śpiochom i zapominalskim 😂, choć trzeba przyznać, że w drodze na bieg raczej mało śmiesznie było. Ale, jak to niektórzy mówią "życie".
Na Wilczy Groniu swój debiut miała nasza Fana - czyli klubowa fan-flaga 😊 i pewnie często i gęsto będzie miała okazję oglądać światło dzienne i dodawać energii naszym biegaczom.
Sam bieg, jak zawsze bieg górski, z możliwością podziwiania pięknych górskich panoram, bez wątpienia miał swój urok. Choć nie wiem, czy tak do końca organizatorom bardzo zależało - fakt, że bieg był tylko częścią większej imprezy organizowanej w Rajczy, ale mimo wszystko jedynie wspomnienie ze sceny "aha, i jeszcze tutaj jest bieg" (dobrze, że komuś się przypomniało choć tyle wspomnieć) jakoś tak nie nastraja.
Inną kwestią, uważam że ważną, jest organizowanie posiłku po biegu "na powietrzu" w sytuacji, gdy meta jest w oddaleniu od startu i miejsc parkingowych. Latem to nie stwarza problemów, lecz w warunkach zimowych ma zasadnicze znaczenie - gdy przybiega się na metę spoconym, warto najpierw się przebrać (brak takowego zaplecza na mecie).
Podsumowując: osobiście nie byłam (praca czyni wolnym 😉, a zdrowie też czasem wie swoje), jednak powyższe opinie znam z relacji zawodniczej i raczej w przyszłości chyba nie będę. Z pewnością atmosfera biegu i trasa mają swój urok, jednak wśród tak zapełnionego kalendarz biegowego, z którego czasem ciężko coś wybrać, bo mnóstwo świetnych biegów pokrywa się datami, wybierać będę raczej te, na których nie będzie opcji, że spocona po biegu będę musiała wystawać (lub siedzieć) na mrozie z miską choćby najlepszej zupy. kilka takich biegów już mam na koncie i w te miejsca nie wracam.
Brak komentarzy: