Chociaż za oknem tego w ogóle nie widać, ale mamy wiosnę pełną parą. Tak, tak... Wiem, że gdy tylko wytkniesz nos, to to co dojrzysz, bardziej przypomina przechlapaną, szarą jesień, niż polską wiosnę, ale kalendarz całkowicie wyprowadzi cię z błędu.
A zatem, skoro już ustaliliśmy, że z pewnością mamy wiosnę, to znaczy nie mniej ni więcej, tylko że sezon biegowy rozpoczął się już jakiś czas temu, a teraz sprawdzamy się na trasach wiosennych maratonów. I nie ma żadnego znaczenia, który maraton wybierasz - ceną każdego jest ból, pot i satysfakcja.😊
Maratończycy, jak wszyscy biegacze, dzielą się m. in. na zaliczających kolekcjonerów i ambitnie dążących do bicia rekordów. Jedni czerpią z biegania i kolekcjonowania np. medali radość i satysfakcję, inni czerpią radość z okupionych ciężką pracą wyników i wzbudzają nimi podziw.
Chociaż uczciwie trzeba przyznać, że z tym podziwem bardzo różnie bywa - czasami, jak w każdej grupie społecznej, zdarzają się jednostki zawistne i zawsze niezadowolone, choć rzadko. Ale miałam tu na uwadze "drugą stronę medalu" 😊, czyli kolekcjoner okiem wyczynowców.
Wyczynowiec, to gatunek skupiający się profesjonalnie na swoim już nie koniecznie hobby, trenujący i startujący pod dyktando trenera (często nawet trzy razy dziennie), podczas gdy kolekcjoner sam dla siebie jest trenerem, ucząc się najczęściej na własnych błędach, często z dużymi ambicjami i apetytem na spełnianie siebie w biegu, również w biegu pomiędzy pracą (lub szkołą), domem i codziennością.
I.... czasami bywam świadkiem zdziwienia kolekcjonera, gdy właśnie rekordzista wyraża dla niego podziw. Tak, tak...Królewski dystans maratonu z każdego wyciska pot. Jeśli jesteś kolekcjonerem, to nie znaczy od razu, że jesteś gorszy. To, że masz gorsze wyniki? Cóż, być może nie masz tych specjalnych predyspozycji, ale... czy podporządkowujesz całe życie bieganiu? czy myślisz, że twoje 4 lub 5 godzin w deszczu lub upale wymagają od ciebie mniej energii, siły czy zdrowia niż 3 lub 2 godziny z drobnymi rekordzisty? Naprawdę tak myślisz?
Bywałam świadkiem wyrażania podziwu biegaczy w stosunku do tych o klasę lub dwie gorszych. Z pewnością jest to miłe i skłania do zastanowienia gdy usłyszysz: "podziwiam cię, 5 godzin biegać w deszczu".
Zdarza się, że organizatorzy potrafią specjalnie uhonorować "tyły". Nie wiem, czy był to jednorazowy incydent, ale pamiętam, że kiedyś na maratonie w Poznaniu ostatni finiszer w regulaminowym czasie otrzymywał specjalną nagrodę. Przyjemne - i to obojętnie, jaka by ta nagroda nie była. Niestety w większości koniec stawki docierając do mety ciągle jeszcze często zastaje na niej pustki, lub wręcz "zwijanie" mety.
Jednak bywają i takie maratony, jak ten w Rotterdamie, gdzie metę zamknięto naprawdę uroczyście i gdzie ostatnia uczestniczka nie mogła mieć wątpliwości, że jej wysiłek został doceniony. 😊 Wielkie brawa dla organizatorów.
Brak komentarzy: