Śniegiem przysypało, deszczu napadało i wieje, jakby chciało zaczarować: a kysz, a kysz brejo jedną. Nic z tego jak na razie.
Ale zanim zrobiło się biało, w niedzielę rozegrał się I Żorski Półmaraton Leśny. Cała baza, start i meta mieściły się w miasteczku westernowym TWINPIGS.
Trasa bardzo przyjemna, acz nienajłatwiejsza, prowadziła ścieżkami żorskiego lasu za miasteczkiem. W sumie, chociaż bieg nazywał się półmaratonem, w rzeczywistości były to dwa dystanse: ok. 22 km i krótszy bieg na ok. 11 km.
Pogoda, jak było do przewidzenia, była mało sympatyczna - tuż przed startem przestało padać i wiał zimny wiatr. Jednak co to za przeszkoda dla biegaczy? No, może nie dla wszystkich. Każdy na swój subiektywny sposób odczuwa temperatury.
Trzęsąc się z zimna na starcie (już dzień wcześniej jakie chorubsko próbowało mnie poskładać w kostkę) nie umiałam się zdecydować: biec, czy lepiej odpuścić? Ostatecznie za poparciem Zenka wystartowałam na krótszym dystansie.
Brak dyspozycji zdrowotnych dał się we znaki na trasie. Płytki oddech nie sprzyja bieganiu, a wręcz musiałam zrobić dłuższą przerwę dla "złapania powietrza" (może by tak jednak brać wziewy na astmę?) . Ale najważniejsze, że choć z przeszkodami, to bieg zaliczony.
Brak komentarzy: