Znacie ten problem: jak to nie pobiec u siebie? Przeważnie biegacze dzielą się na dwa gatunki pod tym względem: jedni nie odpuszcza, no bo jak można nie pobiec u siebie(?), innym będzie z takim bieganiem nie po drodze.
I tu mamy z mężem zdania podzielone 😉. Nie będę się chwalić dlaczego, ale jakoś tak bieganie ulicami własnego miasta mnie niekoniecznie kręci. Galopująca presją nie działa na mnie pozytywnie. Jednak w tym roku postanowiliśmy razem wystartować w XII BIEGU BARBÓRKOWYM w Rybniku.
A że ostatni tydzień nie obfitował w treningi (szczerze mówiąc było 0 treningów i do dziś i nadal leczenie antybiotykiem), więc założenie było proste - ukończyć bieg.
Pogoda jak o tej porze roku, było zimno, ale w porównaniu do wcześniejszych biegów była łaskawa - bez wiatru i opadów. Nic, tylko biegać 😆.
Była mowa o jakiejś kosmetycznej zmianie trasy, ale jak się okazało, jedynie linia start-meta zostały przesunięte. Organizatorzy spisali się na medal - bieg i cała oprawa zorganizowane naprawdę dobrze. Kibice na Rynku i w niektórych punktach trasy dopisali. Choć nie powiem, zdarzały się i takie elementy, jak kierowca, który koniecznie chciał wyjechać na zamkniętą część ulicy, ubliżając przy tym wolontariuszom i wrzeszczą "ja znam swoje prawa!". Biedak miał pecha, gdyż obok obstawę trasy robiła policja 😝, a wcześniej były wszędzie komunikaty o zamknięciu ulic.
Frekwencja też dopisała. Na ponad 850 odebranych pakietów wystartowało i ukończyło bieg 799 zawodników - jak widać, jednak nie wszystkim chciało się biegać przy lekkim mrozie.
Miły okazał się fakt, że po raz kolejny ten bieg wygrał Rybniczanin, Dawid Malina przed biegaczem z Ukrainy 🏆.
Zenek nie zawiódł, robiąc swoją życiówkę na tym dystansie 🏆, a ja biorąc pod uwagę swoją "formę" też nie mogę narzekać. Bieg zatem uważamy za udany.
Brak komentarzy: