Header Ads

Header Ads
Pewnie Wam jeszcze o tym nie pisałam, ale góry są piękne. Choć nie koniecznie każdy powinien po nich biegać. Rzecz jasna, każdy może próbować, tak jak na pytanie dlaczego chodzisz po górach? pada odpowiedź bo są 😊.  W górach jest coś magicznego. I chociaż wiesz, że nie są na twoje biegowe możliwości, choć za każdym razem powtarzasz, że nigdy więcej, to jednak coś cię do nich ciągnie i wracasz. Oczywiście zawsze po raz ostatni 😉.


I chociaż tydzień wcześniej zarzekałam się, że nie, że góry to nie dla mnie, następny weekend spędziliśmy biegowo.... tym razem w Szklarskiej Porębie, ucztując na 9 PZU MARATONIE KARKONOSKIM, który tak naprawdę z maratonem niewiele miał wspólnego.
Podobnie jak tydzień wcześniej, wyruszyliśmy w piątek rano. Tym razem nawigacja postanowiła poprowadzić nas malowniczymi ścieżkami, fundując nam wcześniejsze upajanie się górskimi widokami. Po zakwaterowaniu i odebraniu pakietów był czas na odpoczynek. Oczywiście wcześniej musieliśmy zaznaczyć swoją obecność na imprezie własnym podpisem 😊.



Sobota była dniem biegu ultra - 52 km włącznie ze zdobywaniem Śnieżki. Pogoda była naprawdę mało zachęcająca nawet do chodzenia po górach, nie mówiąc o bieganiu - spory wiatr i na przemian słońce i deszcz, a tych zmian w sobotę było sporo. Temperatura optymalna biegowo, choć przy ok 15 stopniach w Szklarskiej Porębie, na Śnieżce były całe 2*C. Z Zenka jednak twardziel i poradził sobie całkiem nieźle, meldując się na mecie w niemal 1/3 stawki 🏃.


Niedzielę spędziliśmy na biegowo już wspólnie, albo prawie wspólnie, biegnąc Półmaraton Karkonoski. Start i meta podobnie jak dzień wcześniej, to dolna stacja kolejki na Szrenicę, jednak po starcie ultra trasa kierowała się nartostradą Puchatek, poprzez Śnieżne Kotły, Przełęcz Karkonoską na Śnieżkę i z powrotem, natomiast półmaraton to nartostrada Lolobrygida, Śnieżne Kotły, Mokra przełęcz i czerwony szlak na Szrenicą i oczywiście powrót na miejsce startu/mety. Częściowo więc trasy się pokrywały.


I tym razem Zenkowi również niewiele zabrakło do załapania się do 1/3 stawki na mecie. A ja? Szczerze mówiąc, już na 2 km miałam ogromną ochotę zawrócić i odpuścić. Szło mi jak po przysłowiowym grudzie, podśpiewując sobie co ja robię tu, co ja tutaj robię?  i przypominając sobie, że nie pałam miłością do biegania po górach - to tak bardzo delikatnie mówiąc 😉. 
Zenek powtarza, że gdy z mety wraca po mnie na trasę, to mu to dobrze robi - traktuje to jako dodatkowe kilometry do treningu ultra. I fajnie. Mi też się to podoba. Tym razem również nie zawiódł i zrobił dodatkowe kilometry wracając po mnie 😊.


Wiadomo, że ukończenie biegu, wiadomo, że medale dają radość.  Tym razem Zenek miał dodatkowy argument do postarania się 🏃 - statuetkę Ducha Karkonoszy, który jest zarazem symbolem Maratonu Karkonoskiego.  By zdobyć takiego Ducha trzeba było ukończyć oba dystanse (ultra i półmaraton) w określonym, skróconym limicie czasu. I w tym miejscu muszę się pochwalić, że Zenek takiego Ducha przywiózł do domu i stoi pomiędzy innymi jego pucharami 🏆. Gratulacje kochanie!


Brak komentarzy: