Endorfinki ze Zbyszkiem
Kolejna dawka endorfinek? Kto by nie chciał!? Te śmigające, roztrzepane chochliki, pełzające po plecach w stronę karku i wzdłuż rąk, aż można sypać z koniuszków palców iskrami, a na ustach wykwita niekwestionowany banan. Zaraz, zaraz....na endorfinki trzeba sobie najpierw zapracować. A niezawodny sposób to? Przebiegnięcie maratonu w trudnym terenie.
Ale że miało być o endorfinkach po maratońsku? No tak... Ten sam klub FORMA WODZISŁAW regularnie organizuje maraton pod hasłem JA I MARATON. Do tej pory zawsze w połowie sierpnia, jednak w tym roku zasada ta została złamana i bieg odbył się właśnie w ostatnią niedzielę. 8 JA I MARATON im. Zbyszka Marszałkowskiego został poświęcony zmarłemu w czerwcu prezesowi klubu - Zbyszkowi Marszałkowskiemu. Sympatyczna impreza, znana nam od lat, więc nie było się nad czym zastanawiać.
W niedzielny poranek przed wyjazdem jeszcze rzut oka na regulamin i tu.... konsternacja - zawsze czytaj dokładnie regulaminy! Obeznani z tym biegiem zrobilismy naprawdę głupie miny - zmienili miejsce imprezy! Dobrze, że nie pojechaliśmy z pamięci od razu na start - dopiero musielibyśmy strzelać oczami, robić rybki i inne dziwadła, gdyby na miejscu się okazało, że nikogo nie ma i nikt o niczym nie wie! Ale skoro od samego rana robiło się ciekawie, to musiało być fajnie!
Tegoroczna edycja JA I MARATON rozegrała się w dzielnicy Wilchwy. I tu dochodzimy do TWARDZIELA - trasa częściowo pokrywała się z Biegiem Twardziela, na 7 km pętlach. Tak więc były ścieżki polne, podbiegi, zbiegi, przełaje przez pola zaorane i zasiane (swoją drogą dobrze, że nie było Pawlaków z widłami). A że noc przed maratonem padało, więc jeśli ktoś uważał, że jakoś dziwnie się czuje w lekkich biegowych butach, to nie powinien narzekać na ich ciężar po przebiegnięciu przez pola.
Na trasie były piękne widoki - wzgórza i doliny pól, las... ale i mokro, ślisko, z błotem, kałużami i korzeniami. Po prostu randka z naturą na biegowo. Trasa trudna, ale wielu satysfakcjonująca. I jak to mówi małżonek - im trudniej, tym lepiej. Pogoda (szczególnie biorąc pod uwagę ostatnie dni) śliczna - słoneczko, ciepło, trochę wiaterku. Dało się nawet słyszeć głosy, że pogoda na specjalne zamówienie Zbyszka. Endorfinki były więc zapewnione i wielu kończyło bieg z uśmiechem na twarzy.
Ogólnie w impresie wzięły udział 132 osoby - w konkurencjach 7 km, półmaraton, półmaraton NW i tytułowy maraton. Na dystansie pełnego maratonu wystartowało 29 biegaczy ( w tym 2 kobiety), choć nie wszystkim udało się ukończyć pełny dystans. Zenek postarał się i tym razem (pomimo sporego przeziębienia) i zajął w tym towarzystwie 14 miejsce. Zwycięzca, Artur (który wyprzedził prowadzącego do 40 km Wojtka) tradycyjnie już linię mety pokonał przechodząc ją na rękach (z czasem 3:14:36). Brawo Artur!
Oj, był to maraton z przygodami. Najpierw zmiana lokalizacji, trasy (co się ściśle wiązało z podniesieniem stopnia trudności biegu), osłabienie na trasie (taki maraton trzeba robić zdrowym) i na koniec meta. Chwila na złapanie oddechu, chwila odpoczynku i ... można się cieszyć medalem z podobizną Zbyszka Marszałkowskiego.
Brak komentarzy: