Header Ads

Header Ads

Słaba płeć?

O kobietach zwykło się mówić - "słaba płeć", ale czy rzeczywiście taka słaba?
Dziś kobiety (przynajmniej w kulturach wywodzących się z gałęzi chrześcijańskiej) nieomal w każdej dziedzinie życia są traktowane na równych prawach z mężczyznami. Również w tej interesującej nas dziedzinie sportu, czyli biegach długich. Ale nie zawsze tak było.
Jeszcze stosunkowo niedawno również nasz świat, zdominowany przez mężczyzn, nie wyobrażał sobie kobiety kończącej np. maraton. Wszak to słaba płeć, stworzona do prowadzenia domu, bawienia dzieci i rozrywki. Kobieta zgodnie z obowiązującymi przekonaniami nie była zdolna do ciężkich prac fizycznych, a cóż dopiero do biegania maratonów!

Oj, trudna była droga (jak w każdej dziedzinie) do nabycia równouprawnienia.
Twórca pierwszych nowożytnych igrzysk olimpijskich w 1896r. w ogóle nie zakładał udziału pań w zawodach, co najwyżej na trybunach, co i tak oznaczało wówczas postęp. Podkreślał on często, iż sport w wykonaniu kobiet jest niepraktyczny, nieestetyczny i nieprzyzwoity. Na trybunach natomiast panie miały pachnieć i pocieszać przegranych.
Jednak kobiety nie byłyby kobietami, gdyby nie dążyły do swojego, bo już w 1900r. zaczęły pojawiać się na Igrzyskach.
Jednym z argumentów przeciwko biegający kobietom miała być opinia, że biegając ponad 800 metrów szybciej się starzeją. Żeby było śmieszniej, kilka lat temu polska edycja jednego z prestiżowych kobiecych magazynów zamieściła zdjęcie Etiopczyka Haile Gebrselassie komentując, że biegające kobiety mają bardziej pomarszczone twarze.
Pierwszy bieg kobiet na Igrzyskach odbył się na dystansie 800 m. w 1928r. Zasłabnięcie wówczas kilku kobiet na mecie utwierdziło MKOI w przekonaniu, że kobiety nie powinny biegać tak długich dystansów. Do następnego biegu kobiet na Igrzyskach doszło dopiero w 1960r.
Można powiedzieć, że całkowita rewolucja rozpoczęła się pod koniec lat sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Pierwszą kobietą, która przebiegła maraton w Bostonie w 1966r. była Roberta Gibb (z czasem 3:21:40!!!) . W 1967 maraton w Bostonie ukończyły R. Gibb i K.V. Switzer - nie bez problemów na trasie, ponieważ działacze zorientowawszy się, że mają do czynienia z kobietami, chcieli usunąć je z trasy. Dyrektor maratonu wysłał w 1966r. pismo do Gibb tłumacząc, że kobieca fizjologia uniemożliwia bieganie maratonów. Doprawdy?
Oficjalnie kobiety w Bostonie zaczęły biegac dopiero w 1972r., ale wyniki Gibb pojawiają się oficjalnie od 1996r. i to z adnotacją, że były to starty nieoficjalne.
Debiut maratonu kobiet na Igrzyskach miał miejsce w 1984r. w Los Angeles - zwyciężyła Joan Benoit z czasem 2:24:52. Do tej pory najlepszą polską maratonką na olimpiadzie pozostaje Małgorzata Sobańska.
Rekord świata w maratonie pań ciągle pozostaje kilkanaście minut słabszy od rekordu panów, ale... no właśnie - okazuje sie, że im dłuższy dystans, tym różnice są coraz mniejsze, a na dystansach ultra często panie nie ustępują panom. Np. mistrzyni Polski w biegach 24- i 48-godzinnych, Aleksandra Niwińska w 2010r. w biegu 24-godzinnym pokonała wszystkich mężczyzn.
A zatem jak to jest drogie panie z tym naszym przystosowaniem do biegu? Różnice anatomiczne każdy widzi, tak samo jak każdy się orientuje, że przeciętna kobieta posiada średnio o 7-10% więcej tkanki tłuszczowej w stosunku do masy ciała niż przeciętny mężczyzna. W przypadku masy mięśniowej statystyka przedstawia się odwrotnie (40% masy ciała mężczyzn i 23% kobiet).
Mężczyźni mają lepiej umięśnione nogi i dłuższe uda, a co za tym idzie, stawiają dłuższe kroki.
Kobiety są na "minusie" z powodu niżej położonej, szerszej i mocniej pochylonej do przodu miednicy, co w czasie biegu może prowadzić do kontuzji kolan (ustawienie kości udowych).
Na niekorzyść wpływają nasze atuty kobiece - brzuch (macica zajmuje przestrzeń dostępną dla jelit) i piersi (raczej przeszkadzają i z pewnością nie powiększają pojemności płuc).
Przeciętny mężczyzna może się pochwalić pojemnością płuc rzędu 2,8-3,2 l/min, natomiast kobieta 2-2,5l/min. Różnice przepustowości serca to ok. 60ml/skurcz u kobiet i 70ml/skurcz u mężczyzn, a zatem mięśnie mężczyzn są lepiej dotlenione. Mężczyzna dysponuje średnio ok. 1,3 l krwi więcej niż kobieta, do tego bogatszej w czerwone krwinki i hemoglobinę. To stąd drogie panie bierze się lepsza  wydolność mężczyzn.
Jak wykazali fińscy naukowcy (za pomocą badań EMG) w kwestii genu rywalizacji jesteśmy sobie równi.
Czy zatem coś przemawia fizjologicznie na naszą korzyść? Otóż... ten często nielubiany przez panie tluszczyk! To właśnie dzięki niemu kobiety mają większą rezerwę energii i wody, choć korzyści płyną z tego dopiero w przypadku bardzo długiego wysiłku. Lepiej natomiast spalamy cukry proste np. z żeli energetycznych.
Oczywiście nadmiar tluszczyku to zbędny balast, ale może w umiarkowanych ilościach warto ga polubić? Tym bardziej, że zbyt niski poziom tkanki tłuszczowej może negatywnie wpływać na równowagę hormonalną.
A zatem drogie panie, nie chodzi o kwestię słabości płci - fizjologicznie mężczyźni górują wydolnością, a kobiety wytrzymałością.
Pięknie jest się różnić świadomie i umieć to wykorzystywać.

Brak komentarzy: