Header Ads

Header Ads

XI Dobrodzieńska Dycha

Najpierw były uciążliwe upały, a później lało i lało. Jeszcze dzień przed zawodami zapowiadali optymalną temperaturę i jakieś tam lekkie opady. No dobra - jeśli już musi padać, to trudno.
W sobotę po raz drugi wybraliśmy się na Dobrodzieńską Dychę. Organizatorzy w tym roku mile zaskoczyli zmianą godziny startu z godziny 12 na 10.
Mile, bo rok wcześniej temperatura dosłownie rozłożyła wielu biegaczy na trasie.
Start
Przy temp. ok. 36°C  i  starcie  o  12 słońce strumieniami spływało  z  bezchmurnego nieba,  a karetki niestety miały sporo pracy na trasie.
Pogoda również była w sam raz. Dzięki temu humory przed  startem  dopisywały.  Biuro  zawodów było zorganizowane jak na dobrym maratonie - jakieś 13 stanowisk pod namiotem. Każdy mógł szybko i sprawnie załatwić wszelkie formalności. Jeszcze chwila przygotowania i później już start. Chociaż organizatorzy przestrzegali, że miasto jest rozkopane z powodu remontów, jednak przynajmniej my nie zauważyliśmy niczego.
Pamiętam, jak w zeszłym roku nie mogłam  się doczekać pierwszego punktu z wodą. Tym razem ze zdziwieniem stwierdziłam, że jakoś szybko się pojawił, choć tak naprawdę był dokładnie w tym samym miejscu co rok temu.

 Jak widać właśnie w ten sposób zadziałała różnica temperatur. Później już tylko znane nam ścieżki. 8 km. to tradycyjnie kilometrowy podbieg do nawrotu, kilometrowy zbieg i ostatni kilometr do mety. 
Trasa przy optymalnej pogodzie (i nie tylko) przyjemna. Po biegu uroczyste zakończenie z losowaniem cennych nagród. A że bieg rozgrywał się przy okazji Dni Dobrodzienia cała impreza wypadła jak zwykle okazale.
Tradycyjny finisz Zenka 

wspólnie na mecie 

Po biegu



Brak komentarzy: